Grikha Dagargulia ma 24 lata, wokół szyi ma zawsze owiniętą „arafatkę”, na głowie kapelusz, odpala papieros od papierosa. Mówi dużo, gestykulując przy tym ponad normę. Datami, nazwiskami i wydarzeniami sypie jak z rękawa, często przy tym podkreślając, że nie zajmuje się już polityką i nie chce wiedzieć co się w niej dzieje.
- Wiesz, jakoś zbrzydło mi to wszystko. Człowiek haruje jak wół, żeby tylko coś zmienić w tym cholernym kraju, a potem i tak okazuje się, że wszystko na nic.
Grikha jako pierwszy w Gruzji zainicjował ruch młodzieżowy przy uniwersytecie w Zugdidi, który bezpośrednio przyczynił się do Rewolucji Róż.
- Jeszcze grubo przed rewolucją zacząłem działać w jednym z gruzińskich NGO. W pewnym momencie, gdy kraj stanął na głowie stwierdziłem, że chyba przydałoby się zacząć domagać zmian. Wtedy powstało stowarzyszenie „Enough”. Mieliśmy „dość” korupcji, „dość” Szewernadzego, „dość” Rosji. Wydrukowaliśmy całą masę plakatów z naszymi postulatami. Nocami skradliśmy się pod Radę Miasta czy pod policyjne komendy i tam to rozklejaliśmy. Gdy ludzie rano wychodzili do pracy mieli szansę je zobaczyć, po południu wszystko było już pozrywane. Po sfałszowanych przez Szewernadzego wyborach, dostaliśmy zastrzyk finansowy od amerykańskiej fundacji George'a Sorosa i zaczęliśmy działać na szerszą skalę. Siedmioosobowy komitet dniami i nocami planował kolejne demonstracje. Te największe zaczęły się 23 listopada przed parlamentem w Tbilisi. Wtedy zaczęły się też problemy z policją – nie przestawano dzwonić do mnie i do mojej rodziny, grożąc wyrzuceniem z uczelni czy pozbawieniem pracy. Nie zwracaliśmy na to uwagi, robiliśmy swoje. Pewnego razu podczas jednej z takich demonstracji doszło do strzelaniny. Na szczęście tylko dwie osoby zostały ranne. Po tym wydarzeniu rząd zrzucił odpowiedzialność na abchaskich separatystów, ale i tak było wiadomo, że ci co użyli broni byli z policji.
„Zgadzam się, że to nie była doskonała elekcja, ale najlepsza ze wszystkich jakie w Gruzji przeprowadzono. Wcześniej jakoś jednak nikt nie protestował, a teraz raptem podniósł się taki krzyk! – powiedział Szewernadze w pożegnalnym wywiadzie, gdy rewolucja na ulicach Tbilisi już się dokonała i odebrała mu władzę. – Popełniłem błąd, zlekceważyłem tę młodzież wiecującą pod parlamentem i biegającą po ulicach z flagami. Myślałem: wystarczy poczekać, znudzą się, rozejdą, wszystko samo się ułoży. Pomyliłem się.
- Do końca nic nie rozumiał. Nie chodziło wcale o oszukane wybory, ale o stan rzeczy w gruzińskim państwie – tłumaczył Micheil Saakaszwili – Staczaliśmy się w przepaść, a Szewernadze nie potrafił niczemu zaradzić albo udawał, że w ogóle tego nie dostrzega. Nie wiem co gorsze. Tak czy inaczej dłużej to już trwać nie mogło.” (z książki „Dobre miejsce do umierania” W. Jagielskiego)
- Z Saakaszwilim spotykaliśmy się parę razy w tygodniu. To był nasz człowiek. Wierzyliśmy mu. Miał świetne pomysły na „urządzenie” nowego państwa i w odróżnieniu od Szewernadzego, całkowicie rozumiał o co chodzi w demokracji i jak należy wcielać w życie. Poza tym jako jedyny potrafił zjednoczyć partie opozycyjne i stanąć na ich czele. Dlaczego jesteśmy teraz przeciwko niemu? – To proste – okazało się, że się pomyliliśmy… Spędziliśmy tygodnie na rozmowach o szczegółach demokratyzacji Gruzji. Doszliśmy do siedmiu podstawowych rozwiązań – m.in. lustracji, reformy w zakresie wojska, reformy telewizji publicznej i edukacji. Tylko ten ostatni punkt został spełniony.
Po za tym do władzy dorwali się ludzie bez żadnych kompetencji. Po prostu byli przy rewolucji i uważali, że im się teraz należy. Nie znając się na niczym pogrążali państwo w kolejnym chaosie. Już nie wspomnę o tym, że pracując przy rzeczniku praw obywateskich już za Saakaszwilego, spotkałem się z taką ilością naruszeń, że zwątpiłem w to wszystko, co do tej pory zrobiliśmy. Wiesz, że 99% spraw w sądzie jest rozpatrywana przez sędzi tak jak prokurator sobie zażyczy! Policjanci za zamordowanie człowieka dostają po 6 lat więzienia (jeśli w ogóle zostają zatrzymani). To tyle samo co przeciętny obywatel dostaje za kradzież mp3. Do więzienia trafiali wszyscy ci, którzy stanęli w szeregach opozycji do Saakaszwilego. Ostatecznie machnąłem na to wszystko ręką, gdy Saakaszwili podczas swojego przemówienia wygłosił pamiętne zdanie: „Zero tolerancji dla tych, którzy są przeciwko nam.”
I tu się chyba koło zamyka…
Jesień…
11 lat temu